Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedołęstwa strąca go z tego piedestału i całą ofiarę podaje trochę w podejrzenie.
Z drugiej strony, starzec ten nie tylko, że nie rozumuje zdrowo, ale od początku jest wysoce lekkomyślny i nieostrożny. Co go skłoniło, że na męża dla swej żony wybrał tego porucznika, a nie kogo innego? Oto tożsamość nazwiska. Wzywa więc nieznanego sobie zupełnie człowieka do domu i naraża tak siebie, jak i swoją żonę, na największe niebezpieczeństwo. Pytanie, kto mógł ręczyć, że ów porucznik nie jest skończonym łotrem? Wprawdzie badał go i próbował, ale dopiero u siebie w domu. Zły to sposób. Nie! staruszku! trzeba było jechać do Warszawy i tam poznać Janikowskiego, tam dowiedzieć się, co to za ptaszek, a dopiero później, poznawszy go… przywozić do domu. Cóż bowiem byłoby się stało, gdyby próba wypadła niepomyślnie, gdyby młody porucznik nie okazał się uczciwym i honorowym człowiekiem, a mimo tego, jako składny chłopak i frant, pozyskał serce młodej i niedoświadczonej kobiety. Oto nieszczęście dla niej, nieszczęście dla jej męża i zatruta przyszłość dla obojga.
Również, wedle naszego zdania, dowodzą szalonej lekkomyślności owe ogniowe próby, na które starzec wystawia młodą parę. Przypuśćmy, że ufał tak dalece żonie, iż ani chwili nie obawiał się jej upadku, to i w takim razie zdrowy i jasny rozsądek znajdzie dlań słowa,