Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomo, że Kuryery nie żywią wzajem do siebie uczuć sympatyi, chociaż Warszawski, jako wychodzący codzień, jest przecie codziennym, a Codzienny, jako wychodzący w Warszawie — warszawskim.
Utrzymują jednak, że im chodzi o zasady… pryncypia… „O pryncypia — woła Słowacki — jakżebym chętnie powiedział, co o was myślę“! Co do nas, powiemy otwarcie, że w tych wszystkich walkach, które o pryncypia toczą się w szpaltach naszych dzienników, w gruncie rzeczy połowie przynajmniej walczących chodzi o to pryncypium, które w języku wydawniczym zwie się: prenumerator.
Lecz pokój z nimi. W tej chwili uwaga publiczności zwróconą jest w inną stronę, albowiem nadszedł sezon prelekcyi, który pociągnie się prawdopodobnie przez całą zimę, jeżeli… jeżeli nie będzie wielkich mrozów.
Rzeczy te stoją bowiem w bliższym związku, niżby się na pozór zdawało. Przyznasz, czytelniku, że miło jest zgromadzić się w wykwintnej, ciepłej i dobrze oświeconej sali; miło jest popatrzeć się na ludzi, pogawędzić ze znajomymi, posłuchać prelegentów, dowiedzieć się tego i owego, przyklasnąć nauce lub wymowie, zaczerpnąć wrażeń, znaleźć materyał do przyszłych rozmów towarzyskich, słowem, połączyć miłe z pożytecznem, ubawić się i skorzystać. Wszystko to, zacząwszy od blasku lamp, tua-