Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tach, dęto w dęte, rznięto w rznięte, egzekwowano przeróżnych mistrzów, a uroczystość ta na większą chwałę Apolina i pożytek instytucyi, zwabiła dość licznych słuchaczów, amatorów muzyki, których nie brak u nas, — Warszawa liczy się bowiem do najmuzykalniejszych miast na świecie!… Wiedzą o tem wszyscy, którzy, potrzebując dla pracy umysłowej spokojnego kąta, napróżno szukają go w najodludniejszych nawet ulicach. Głos fortepianów ściga ich wszędzie, niby wyrzut sumienia; nie daje im odpoczynku ani we dnie, ani w nocy; przeszkadza pisać, przeszkadza myśleć, przeszkadza spać; przeróżne walce i poleczki rozstrajają nerwy. Jedyna na to rada: siąść do fortepianu samemu i własnymi palcami zagłuszać palce innych.
Gdyby przynajmniej grano dobrze; ale te domorosłe talenta w poczuciu osobistej samodzielności nie krępują się zbyt muzykalnymi przepisami. Zresztą, znajdują zwykle pobłażliwych słuchaczów, słuchaczami bowiem na familijnych, dawanych przez córeczki koncertach bywają matki, przyjaciele domu i pretendenci do obrączki ślubnej. Pierwsze drzemią uprzejmie podczas koncertu na kanapkach, drudzy wybijają z rozpaczy nogą takt pod stołem; a lubo posyłają na dno piekieł instrumenty i artystki, czują się jednak w obowiązku urzędownie rozpływać z radości. Ostatni, to jest pretendenci do obrączki, przewracają nuty, czasem akom-