Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oglądając się na przyszłość, żyje tak, jak był z dzieciństwa przyzwyczajony, i mając trzy razy mniej niż ojciec, wydaje, jeśli nie trzy razy więcej, to przynajmniej tyle.
Stąd utrata majątków, upadek gospodarstwa i ruina ogólna. Rzecz zdaje się być prostą i jasną, jak dwa a dwa — a jednak, nie chcemy jej zrozumieć. Wygrywa na tem szyk zewnętrzny, ale traci i traci kieszeń. Czasy są wistocie złe, ale ich między nami nie znać. Choć bieda to hoc! Śpiewamy tę piosenkę wszyscy, coraz cieniej wprawdzie, ale coraz wyraźniej. Ktoby chciał przekonać się, czy felietonista ma racyę, ten dla przypatrzenia się zbytkowi, strojom, liberyom, pojazdom i koniom, uda się naprzykład w aleje belwederskie, w poobiedniej spacerowej porze, albo jeszcze lepiej na wyścigi.
Wyścigi! ta wielka uroczystość w życiu naszych sporstmanów, rozpoczęła się z dniem wczorajszym. Mnóstwo powozów i pieszych zgromadziło się naokoło sznurów i mety, ze drżeniem niecierpliwości oczekując dzwonka, który miał dać hasło do biegu. Tymczasem w hippodromie, gdzie zgromadziło się „fine fleur“ towarzystwa, rozprawiano we wszystkich, z wyjątkiem swojskiego, językach; popisywano się końmi, robiono „kurę“ damom, siedzącym w powozach, zakładano się, stawiając „trzy przeciw jednemu“, — słowem bawiono się we Francuzów, Anglików i tym podobne modne gry, któ-