Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

su toczą się zwolna po ulicach ogromne ładowne wańtuchami wozy, zdążając zwolna na plac targowy. Na samym placu ruch także nie mały, a lubo spodziewano się większego dowozu wełny, przecie wagi nie próżnują, a drzemkę zmęczonych upałem urzędników wagowych przerywają raz wraz świeżo przybyłe partye wańtuchów. Koło wag i zagród, w których beczą spotniałe, krętorogie, przysłane na okaz tryki, kręcą się nasi wąsaci, o opalonych twarzach wieśniacy, kupcy niemieccy i nakoniec ci, bez których nic się u nas nie dzieje — Żydkowie-faktorzy. Największy ruch panuje w przedpołudniowych godzinach; wówczas to słychać ożywione rozmowy, wzajemne zaklinanie się, targi, przybijania, kupna i t. p. Kupiec daje cenę — wieśniak chce wyżej, rozchodzą się — faktor godzi ich, zbliża, zaklina na wszystkie świętości, wzywa na swoją głowę wszelkich nieszczęść, przewidzianych w Starym Testamencie, przysięga na własne dzieci, że chce tego, aby jasny pan dobrze sprzedał; życzy sobie samemu, żeby do domu nie doszedł, żeby go tyle a tyle porwało — jeżeli mu o co innego chodzi, jak tylko o zgodę; szepce do kupca, namawia i przekonywa szlachcica, zapewnia go, że kupiec głupstwo robi, dając taką cenę, że się oszukuje — nakoniec wzrusza wieśniaka i przyprowadza interes do skutku.
Kupcy śpiewają zwykłą, coroczną piosen-