Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szekspirowskich Montecchich i Kapulettich. Bądź co bądź, widywano małżeństwa, niewłaściwie skojarzone, których członkowie po skończeniu miodowego miesiąca, czasem skróconego do dni kilku zaledwie, żyli z sobą. Ale gdy się naszarpali i spostrzegli, że jedno drugiemu nie poradzi, a trzeba im koniecznie dla przyzwoitości wytrwać w zawartym związku, poprzytępiali sobie rogi, poczynili sobie ustępstwa — i żyją jakoś. Tak więc przyszłości i owego małżeństwa przesądzać się nie godzi.
Może wiosna skojarzy inne, szczęśliwsze stadła. Skutki piękności i ożywienia się natury odbijają się na ludziach widocznie. Wiosna uspasabia jakoś poetycznie. Ktoby nie wierzył temu, niechaj pogrzebie w popiołach swych wspomnień, niechaj przypomni sobie, czy mu nie trafiło się kiedyś w życiu, w cichy, śliczny wieczór wiosenny, czy to na wsi, czy w ogrodach miejskich, iść na przechadzkę obok młodziuchnej, jak wiosna, a miłej, jak własna dola, towarzyszki. Mama i ciocia gwarzyły sobie, podążając za młodą parą, wiatr szemrał liściem, biła woń kwiatów, pomrukiwał może i jaki strumyczek coś jakby pacierz, jakby „ave“ wieczorne… Czy pamiętasz, czytelniku? Gdzież się podziały wówczas twoje drobne troski życia, gdzie jego strona powszednia? Tam towarzyszka była to sobie poprostu Marylka lub Ziutka, jakich wiele na świecie; ale wówczas, czy