Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie, potrzeba wezwania molierowskiego mędrca z nadaną przez niego samego władzą „medicandi, purgandi, et occidendi per totam terram“.
Ale jeszcze jedno wspomnienie ze świąt. W Warszawie bywają one zarazem i uroczystością ludową. W poniedziałek zwłaszcza, po mszy i po święconem, tłumy mężczyzn, kobiet i dzieci śpieszą na plac Ujazdowski, gdzie corocznie czekają na nie budy teatralne, huśtawki, karuzele, młyny dyabelskie oraz ów historyczny wygładzony i wymydlony słup, na którym najszczęśliwszy czy najzręczniejszy zwycięzca znajduje ubranie, zegarek, kilka rubli, a nakoniec butelkę wina dla pokrzepienia sił zwątlonych.
W budach teatralnych (czy tam tylko?), najgłówniejszą rolę grają błazny, jak dawniej mówiono: trefnisie, których zadaniem pobudzać tłum do śmiechu. Jakoż przy niezmiernie małych wymaganiach publiki zadanie to nie jest zbyt trudnem. Nieraz cała mimika polega na wkładaniu i zdejmowaniu gutaperczanego kapelusza, czasem na gestach, żywo przypominających darwinowskie pochodzenie człowieka. Ale wesoły tłum niewiele do śmiechu potrzebuje! Publika bije szalone brawo, śmieje się, skacze; starsi i młodsi porywają się za głowy na znak, że temu, co widzą, niepodobna uwierzyć; ze