Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zero na rachunek przyszłości — boć i ona podziwiać nas będzie. Czy będzie podziwiać? czemużby nie? „I swoich czasów śpiewak nie obwini“, jak powiedział Mickiewicz. W każdym razie zarzucić im trzeba, że się zanadto przeceniają. Umiejmyż wybrać, co nam czcić przystoi, ażeby potem przyszłość nie skarciła nas za to, że czcimy bez wyboru, co się nawinie. Jest nadzieja, że poprawimy się z tej wady, prędzej czy później — a nim to nastąpi, miasta czczą swoje wielkości — wieś swoje. Oto niedawno pewna okolica naszego kraju wyprawiła komuś (czytaj: sobie) obiad za kilkaset rubli, słusznie sądząc, że tradycyi zaniedbywać nie trzeba, i że dla ich podtrzymania oraz gwoli wzajemnemu uczczeniu i uciesze można być głuchym na wołania o przystępowanie do Towarzystwa Osad rolnych dla małoletnich przestępców. Czasy teraz takie ciężkie!… A wreszcie, w cóżby się obrócił ów animusz ze spuszczoną przyłbicą, lubiący się podszywać pod animusz zbiorowy?
Czyż, gdyby taki animusz nie istniał, mogliby ponad tłumy wznosić się bohaterowie i przewodniczyć im w pochodzie? — czy naprzykład pan redaktor Gazety Rolniczej zdołałby zapozować na obrońcę szlachty, wobec prasy? I cóż z tego, że są tacy, co utrzymują, że pan redaktor G. R. o współzawodniczących z jego pismem wydawnictwach nie konie-