Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 77.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kwiatkiem koniczyny, w którym obywateli przedstawiają pojedyńcze pręciki, a ów najwyższy na wierzchu piramidy — to nikt inny jak Temistokles, najwyższy między równymi.
Oto jest Genezis z Ducha. Z przytoczonych ustępów czytelnik potrafi sam wyrobić sobie odpowiednie o niej wyobrażenie. Co do nas, wyznać musimy, że tak w jej treści, jak i formie, widzimy tylko głęboki upadek tego potężnego geniuszu, bezwarunkową ruinę umysłu i wyobraźni — tem smutniejszą, im świetniejszy był ów umysł i wyobraźnia.
Rozumiemy jednak genezę tej Genezis. Wspomnieliśmy już o tem na początku tego artykułu. Z jednej strony była to epoka taka, kiedy poezya nasza chłonęła w siebie wszystkie, choćby najodleglejsze od własnej natury kierunki, epoka, w której poeci chcieli stać na czele ogółu, jako prorocy, jako mędrcowie, jako politycy i na kształt izraelskich proroków wieść za sobą cały naród — z drugiej strony, między trójcą tych poetów może najgenialniejszym, ale bez kwestyi i najzuchwalszym, był Słowacki. Z wiekiem mógł wygasnąć w nim geniusz, mogła zczernieć i zaśniedzieć owa dyamentowa szyba, przez którą w stukolorowych barwach wyobraźni widział świat cały — została mu dawna zuchwałość i dawne poczucie sił własnych. Dodajmy do tego chęć zerwania pieczęci z tajemnic wszechświata, wrodzona wszystkim ludziom, dalej skłon-