Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gowie giełdowi używają go tylko czasami, zwykle zaś mówią językiem czystym i pięknym — językiem Laskera, Strousberga, radcy Wagnera, słowem, językiem niemieckim. Używają więc czystego niemieckiego, a nie używają tylko czystego polskiego, bo ten jest nie dość europejski, nie dość ucywilizowany i zgoła barbarzyński. Najlepszym dowodem tego jest, że kto tylko w jakikolwiek sposób głową nad tłum wystaje, zaraz rzeczony język porzuca, albo przynajmniej stara się go przyozdobić i wyszlachetnić rozmaitemi zagranicznemi przekładaniami. Dzieje się tak, począwszy od giełdowiczów, a skończywszy na młodocianych gąskach arystokratycznych, których dusze, nie zmącone jeszcze najlżejszem tchnieniem złego tonu, są tak czyste i tak niepokalanie białe, jak ich majteczki. Znałem pewnego młodzieńca, który, umiejąc jeden tylko wyraz francuski: jamais, śpiewał go cały boży dzień w Saskim ogrodzie, na większą cześć i chwalę własnej dystynkcyi, rzucając przytem pół zabójcze, a melancholiczne naokoło spojrzenia. — Jamais, jamais! — nucił pełnym uczucia głosem, skoro tylko dostrzegł przechodzącą jaką młodą i przystojną a samotną «ptaszeczkę», której mąż wyjechał, dajmy na to na wodną kuracyę do Nowego Miasta. I czy uwierzycie, że owo uczuciowe jamais tak wielkie jednak sprawiało wrażenie, że