Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaciela, który stoi zewnątrz nas; przed tym przy pewnej dozie przezorności i rozsądku można się bronić. Groźniejszy jest ten, który mieszka wewnątrz nas i który popycha nas na drogi łatwego zbogacenia się bez trudów i pracy, na drogi spekulacyi pieniężnych, gry, loteryi, i tym podobnie. Z tym nieprzyjacielem groźniejsza sprawa, bo rodzi się z własnej naszej skłonności do próżniactwa i z ogólnej dziś febris aurea, a przytem przystraja się jeszcze w zielone szaty nadziei... a nadzieja to... Nie! nie tak chciałem powiedzieć. Nadzieja matka głupich! w tem leży prawda bezwzględna, a mnie tym razem względnej potrzeba: powiem więc, że nie nadzieja, ale łudzenie się to jedna z ważniejszych i bardziej niebezpiecznych naszych chorób.
Drugą jest gorące pragnienie, żeby pieczone gołąbki same wpadły do gąbki; trzecią — skłonność do hazardu. Wyszliśmy na hazardzie tyle razy jak Zabłocki na mydle, że powinniśmy mu nie ufać; a jednak dzieje się inaczej. Nie uogólniając zbyt kwestyi, bo to zaprowadziłoby nas za daleko, postanawiam sobie wypowiedzieć kilka mniej więcej wzniosłych prawd szczegółowszych. I tak: jestem najmocniej przekonany, że gdyby projektowany w swoim czasie dom gry w Ciechocinku przyszedł był do skutku, obecnie połowa z moich wiejskich czytelników nosiłaby papierowe kołnierzyki; gdyby w Warszawie ist-