Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiego umysłu niezrozumiała, sądzę nawet, że podobny ratunek jeśli nie jest natychmiastowy, jest poprostu chybiony. Gdy już każdy z pogorzelców utuli się, gdzie kto będzie mógł, gdy już każdy przyodzieje się, jak będzie mógł, gdy ten i ów znajdzie jaki taki zarobek, gdy większość opuści z głodu i chłodu zgliszcza rodzinnego miasta i rozejdzie się po okolicy, wówczas pomoc będzie albo musztardą po obiedzie, albo co gorsza, wykałaczką do zębów, ofiarowaną równie litościwie jak wspaniałomyślnie temu, kto nie jadł obiadu. Znamy dobrze historyę o dwóch wróblach: jeden zdychał z głodu, a drugi poleciał dla niego po wiśnie, ale że jakoś się zamarudził, więc gdy wrócił, zastał przyjaciela do góry brzuszkiem leżącego. Zalewałem się nieraz łzami nad losem nieszczęsnego wróbla; otóż obawiam się, aby nam nie przyszło zalewać się łzami podobnie nad losem niejednego Pułtuszczanina. Kołdra jest okryciem bardzo miłem i ciepłem, ale tego, kto zmarł z zimna, można już śmiało zostawić w letnim kostiumie. Tak, moi panowie, a zarazem i łaskawi czytelnicy! Budować owczarnię dla owiec, które poprzednio wilki wydusiły — jest przedsięwzięciem, przypominającem chyba filantropijną budowę szpitala miechowskiego, w którym jest wszystko, tylko na utrzymanie chorych nie starczyło. Gdyby upusty komitetowego miłosierdzia otwierały się