Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ukazały się już niezawodne zwiastuny wiosny: kwiaty.
Tak jest, zjawiły się już w formie małych bukiecików sasanków, które owinięte w zielony listek i posypane utartym fijołkowym korzeniem, mają zastępować fijołki. Małe chłopcy, trudniący się sprzedażą bukiecików, latają na wszystkie strony, chwytają niemal za poły przechodniów, proszą, pochlebiają, słowem używają wszelkich możliwych sposobów do spieniężenia swego towaru. Jeżeli idziesz sam, miły czytelniku, łatwo sobie z nimi dasz radę; ale jeżeli towarzyszysz kobiecie, a do tego młodej i ładnej kobiecie, z którą jesteś na stopie ceremonialnej, i której nie bardzo śmiesz kupić i ofiarować bukiecik, wówczas częstokroć bywasz w niemałym ambarasie.
Zaledwo bowiem wszedłeś w jakąś bardziej zwiedzaną ulicę, zdaleka widzisz, jak dąży ku tobie obdarty kwiaciarz i mówi:
— Panie! kup pan bukiecik, nie drogo sprzedaję! dychacza biorę, dulca biorę.
— Idź sobie! — odpowiadasz.
— Panie! jak Stwórcy dobrze życzę, kup pan dla panienki.
W tej chwili nie wiesz co masz robić: uśmiechasz się umiarkowanie w mądry sposób do swej towarzyszki, mieszasz się i dajesz chłopcu nieme,