Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krotnie jeszcze materyału do pogawędki tak obfitej, że wypełnię nią cały odcinek.
Ale nim to nastąpi, czuję się wprawdzie uszczęśliwionym, gdy w naszej Warszawie stanie się coś ważniejszego nad odebranie Fiszli Monszralowi czterdziestu funtów, czy też bochenków niedopieczonego chleba. Gdyby tak zamiast odebrania, skazano Fiszlę Monszrala na powolne spożycie owych czterdziestu bochenków, kara byłaby o wiele cięższą; ponieważ jednak wiek dziewiętnasty, ba! nawet jeszcze ośmnasty, użycie tortur zniósł raz na zawsze, niepodobna zatem kazać naszym piekarzom, rzeźnikom, restauratorom, mleczarzom i t. p., aby zjadali własny towar, a raczej swoje własne wyroby. Co sami nieraz o nich myślą, za dowód niech posłuży odezwanie się pewnego naczelnika pewnego zakładu jadłodajnego, położonego na jednej z bardziej wprawdzie oddalonych, ale dość odwiedzanych ulic miasta.
— Dokąd pan idziesz? — spytał go raz jeden z gości, widząc, że w porze obiadowej wybiera się na miasto.
— Idę na obiad.
— Jak to na obiad? Przecież pan masz u siebie?
— A cóż to pan sądzisz, że mnie nie stać na lepszy? Truć się przecież dla jakiejś złotówczyny nie będę.
I miał racyę. Truć się dla dziesiątki lub zło-