Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krywającego głowę i wychodzącego w chwili, w której kurtynie ani śni się jeszcze zapadać. Depce on wasze odciski, i odciski żon, i odciski córek waszych, to prawda; ale z jakąż to gracyą kołysze się całym korpusem, przeciskając między wyciągniętemi kolanami bliźnich swoich a parapetami! Z jakąż wytwornością i z jakimże akcentem, godnym samego Jardin Bullier, powtarza niezrównanie grasejowane: «pahdon», jeżeli wypadkiem postawi obcas buta swego na nodze któregokolwiek z siedzących. Dwa tygodnie tylko był w Paryżu, a już zepsuł sobie język w tak wykwintnie arystokratyczny sposób, że nawet do psa swego nie mówi inaczej, rzucając mu kawałek sucharka, jak: «Otwórz... jakże się tam nazywa?... otwórz guenbe». O ludzie, ludzie! czy wy myślicie, że młody gentleman Dziurdziulewicz dlatego tylko nosi głowę tak wysoko, że wedle praw natury części lżejsze w połączeniu z cięższemi, zajmują miejsca górujące? Wcale nie! Ale oto dlatego, że nikt nie ma tak głęboko wyciętych kołnierzyków, tak wązkich u góry, a tak szerokich u dołu ineksprymablów, i tak dokładnie angielskiego przekosmato-kosmatego paltota z patką na plecach i guzikami, któreby wygodnie, pod względem wielkości, spodki do filiżanek zastąpić mogły.
Ale to jeszcze nie wszystko: jeżeli bowiem