Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A zatem, wracając do wielkiej i pięknej myśli, — karnawał już... — jak się wysłowić, bo wyrazy «dogorywa» lub «kona» już obiegły wszystkie felietony, przeto z mojej strony byłyby tylko plagiatem. Więc nie dokończę zdania — czytelnicy już się domyślą sami, co się z karnawałem dzieje.
A był on sobie dosyć mizerny w tym roku; poznać to było można po zwarzonej minie Lewandowskiego, którego dzielny i ożywczy smyczek tej zimy w pochwie rdzewieje. W sprzeczności ze słowami poety:

Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy,
I noc ma spokojną etc. —

Lewandowski twierdzi, że niespokojne noce i bezsenność szczęście stanowią. Silne więc musiały być pobudki odrętwienia Warszawian, skoro ono nie ustąpiło nawet przed Orfeuszowskimi dźwiękami naszego mazurowego Straussa. Nawet liczne zastępy pielgrzymów, które z rozmaitych stron przybyły tutaj dla poznania zimowych rozkoszy nadwiślańskiej Kapui, nie zdołały rozbudzić gwarnego i gorączkowego życia, którem dotychczas ukochany Syrenopolis wrzał.
Wszakże znajdowały się wyjątki. Oprócz kilku balów większych rozmiarów, które, że tak powiem, całe życie tej zimy w sobie skoncentrowały, — wydarzają się tu i owdzie, ci-