Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 13.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  55  —

go Bartkowi. Dobry humor generała drogą zupełnie naturalną odbija się na twarzach pułkownika, majorów, kapitanów aż do podoficerów. Po odjeździe generała, pułkownik daje ze swej strony Bartkowi dziesięć talarów, major pięć i tak dalej. Wszyscy powtarzają mu, śmiejąc się, że wygrał bitwę, skutkiem czego Bartek jest w siódmem niebie.
Dziwna rzecz. Jeden tylko Wojtek niebardzo jest z naszego bohatera zadowolony.
Wieczorem, gdy zasiedli obaj przy ognisku, i gdy szlachetna twarz Bartka zapchana była kiszką grochową tak dokładnie, jak sama kiszka grochem, Wojtek ozwał się tonem rezygnacyi:
— Oj ty Bartek, głupi jesteś, bo głupi...
— Albo co? — mówi przez kiszkę Bartek.
— Cóżeś ty, człeku, nagadał generałowi o Francuzach, że ony Miemcy?
— A sameś prawił...
— Ale trzeba ci było zmiarkować, że generał i oficery też Miemcy.
— To i co z tego?
Wojtek począł się jakoś jąkać...
— To, że choć ony Miemcy, ale nie trzeba im tego mówić, boć to zawdy nieładnie...