wówczas tę myśl, ale żyła ona tu! (uderza się w piersi). Ziarno dojrzało teraz. O! jaką ja tu rolę grałem straszną i śmieszną, póki mnie nie przekonała oczywistość...
On ci przecie uratował życie.
By zabrać je wtedy, gdy zacznie mieć wartość jakąś. Zapłacone już, zapłacone męczarnią, zabitém szczęściem, złamaną nadzieją, zniszczoną wiarą w niego, w siebie, w nią. A wiesz ty, ile już dni i nocy upłynęło, jak tłumię w sobie krzyk poprostu rozpaczy...
Uspokój się.
Ja tego człowieka kochałem. Powiedz mi, żem waryat, a uspokoję się. Jakie to straszne, że to on właśnie. Rozum mój się kończy, siły się kończą, a nieszczęście się nie kończy. Pomyśl, że to on właśnie. Wybacz mi wszystko, com ci dawniéj powiedział i ratuj mnie: złe myśli przychodzą mi do głowy.
Uspokój się — ty się mylisz.
Pokaż mi, że się mylę, a klęknę przed tobą.
Mylisz się. Drahomir wyjeżdża.