Strona:Pisarze polscy.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

źle o mnie, bo nawet nie wiesz, jak mi serce za tobą się rwało. I tak mi dobrze, że jestem przy tobie, choć niezbyt jesteś grzeczny i nic miłego mi nie powiedziałeś — a przecież jestem gościem u ciebie. Ale nie jesteś już tak smutny i czoło masz jaśniejsze, gdy odgarnę zeń włosy, i za to jesteś mi milszy. Wszak tobie lepiej ze mną? Mów!
A gdy on nie odpowiedziałby jeszcze, tylko silniej za ręce mię ujął, mówiłabym dalej: Jeśli chcesz, zostanę przy tobie. Jak wiatr ciepły, otoczę cię pieszczotą, przykrość każdą od ciebie odsunę; jak pracowita pszczoła, będę radość zbierała dla ciebie. Gdy pojawi się chmura na twem czole, będę śpiewała, śmiała się, tańczyła, dopóki nie pierzchnie; gdy łza stanie ci w oczach, osuszę ją pocałunkami, a źrenice nakryję ci dłońmi, aby wszystko różowem ci się zdało, jak krew która we mnie płynie, a słońce nie oślepiało cię więcej. Gdy noc zapadnie i chłodem powieje, wymykać się będziemy za miasto. Biegać będziemy po trawie, jak dzieci, będziemy się gonić, śmiać i żartować. Lub zasłuchamy się w szmery zewsząd płynące, zmieszane, tajemnicze: w rżenie koni gdzieś koło chat wiejskich na Woli, w turkot bryczki na drodze podmiejskiej, w plusk Wisły, który ze skrzydeł wiatru się osuwa... Ile piękna jest na ziemi, tyle naszem się stanie, o ukochany mój!
Wtedy on ukląkłby przedemną i błogosławił mię za rozkosz życia, którą mu przyniosłam. Całowałby tysiąckroć ręce moje i nogi, i bezładnie głosem od łez drżącym opowiadaćby począł, jak dawno, jak ogromnie za jedną taką chwilą tęsknił.