Strona:Piołuny.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z tym co w karczmie tańcowała
Tam koło cmętarza,
Teraz cicho będzie spała
Córeczka grabarza…
Niechże sobie dzwonią, łkają,
Kruki, mnichy, niech śpiewaja,
Wieczne odpoczywanie, i t. d.



Sen.

Szły leśną drogą, w słonecznym promieniu,
Cudne postacie dziewic, całe w bieli,
Twarze w zasłonach miały — i w milczeniu
Tak przesuwały, jak gdyby anieli.
Szły lasem — w lesie tak się cicho stało
Żem czuł gdzie ptasze listkiem kołysało...
Szły jak posągi w fałdów majestacie,
Które kuł geniusz na mistrza warsztacie;
Próżnom ich twarzy śledził za zasłoną,
Każda mi nikła – tajnie zakwefioną,
Jak srebrny księżyc w pięciu stawów fali
Kiedy się Tatrów pochodnią zapali — —
Trzy tak minęły mnie — i szła ostatnia,
Ta mi się zdała taka cudna, taka
Znajoma, smętna, przeczuwana, bratnia,
Nad nią przeleciał orzeł —
(Znałem ptaka!)