Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poprawiłam się, bo strach mnie wziął, żeby nie nagadał o mnie gorszych głupstw, niż te, które powiedzą o tobie twoi gruboskórzy miłośnicy!
Wprawdzie mogłabyś odpowiedzieć, że się z takimi nie będziesz zadawać... tak!... ale to się nie zawsze udaje!
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Też pytanie!! Nie unikniesz ich, choćbyś była mądra, jak sam Salomon. Niechże sobie szaleją, dając folgę wściekłości i niechęci, wymyślając nam od kurew i łotrzyc, niech cały świat obrzygują słowami, które im ślina na ozór niesie! Wszystko to furda!
W dwie zdrowaśki znowu są łagodni, jak baranki, proszą cię o przebaczenie, składają podarunki i do serca przycisnąć cię pragną! Ja tam bardzo lubię mieć do czynienia z takimi ludźmi, bo jakkolwiek byle drobnostka we wściekłość ich wtrąca, lada drobnostka także ich dąsy uśmierza!
Ten gniew — to czarna chmura w lipcu: grzmot, pioruny, dwadzieścia pięć kropel deszczu i ot, znowu słońce świeci! Cierpliwość w takiej okazji uczyni cię bogatą!
PIPPA: Zatem znośmy wszystko cierpliwie! No i cóż dalej?
NANNA: A nic! Każdy pozostanie ci wierny, aż do śmierci. Ale teraz o czem innem! Przypuśćmy, że masz do czynienia ze spryciarzem, z jakimś starym lisem, kutym na cztery nogi, który śledzi każdy twój ruch i każdy uczynek.