Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PIPPA: Czyż to możliwe, że jest tam tyle rupieci?
NANNA: Och! jest tam tego znacznie więcej, tylko narazie nie mogę sobie nazw przypomnieć.
Ale cóżby to rzekły pewne kołtunki, gównowąchałki, gdybym zdradziła, że przeorysza, zamykając oczy, nie chce widzieć, jak siostra Crescentia i siostra Gaudentia z pieskiem igraszki czynią. Abyście codziennie miesiączkę miały, wy, wywłoki przeklęte, mądrynie, mądruchy, krasomędrki, natrząsające się z wymowy własnych preceptorów!
PIPPA: Jakto, czyż już nie można mówić, jak się komu podoba?
NANNA: Niech się zadławią te gęsi, które nosem kręcą, gdy kto mówi gwarą ludową, podczas gdy one same strugają swoje frazesy, jak rzodkiewki! Proszę cię, dziecko drogie, mów zawsze tak, jak cię twoja mateczka uczyła i pozostaw Madremie i jej podobnym wszystkie te górnolotne wyrażenia: „Niechaj nieba wam będą łaskawe, a godziny przychylne“. „Do stóp Waszej Łaskawości się ścielę“. Niech Morfeusz czuwa u Waszego łoża“. Niech się z nas śmieją, kiedy w prostocie ducha używamy niewyszukanych słów: „Dajcie pyska do zobaczyska“ — — „dobrej nocy wam życzę, bywajcie — — a zachodźcie od czasu do czasu!“
PIPPA: Stare wroniska!
NANNA: Tak, tak, trafnie je nazwałaś. Niebezpiecznie teraz gębę otwierać. Ale ja, to jestem ja, a gdy gadam, nie wydymam policzków, jakbym