Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Za to, gdy tylko na dwór wyjdzie, zaraz ci parę morgów sikami opluszcze.
Chcę powiedzieć, że Florentczyk jest na obczyźnie równie szczodry, jak w domu skąpy. Poza tem są oni wykształceni, światowi, dworni i dowcipni!
Gdybyś nawet nie miała innego zysku nad gadaninę, to i tak przyjemnie ci będzie posłuchać ich dźwięcznej mowy.
PIPPA: Gołemi słowy się nie nakarmię.
NANNA: Masz rację! Ja też tylko tak, na wiatr powiedziałam. Dość, że dają, ile dawać mogą, urządzają uczty z papieskim przepychem, a festyny z taką pompą, jak nikt inny! Zaś ich wymowa podoba się każdemu!
PIPPA: A powiedzcież mi, proszę, nieco o Wenecjanach.
NANNA: O tych trudno mi będzie rozprawiać! Gdybym chciała wyliczyć wszystkie ich przymioty, powiedzianoby mi: „Miłość cię zaślepia“.
Ale ona mnie ślepą nie uczyniła, bowiem najczystsza prawda przez me usta przemawia! Wenecjanie to bogowie, panowie świata, najpiękniejsi mężczyźni, najpiękniejsi starcy, najpiękniejsi młodzieńcy na ziemi! Rozdziej ich z szatek, to zobaczysz, że każdy inny mężczyzna wygląda przy nich, jak kukła woskowa. Dmą się coprawda nieco i pysznią z powodu swych bogactw, ale serca mają dobre i jak wosk miękie.
Chociaż kupcy z zawodu, wobec nas, kurtyzan, zachowują się, jak królowie. Szczęśliwa jest ta, któ-