Przejdź do zawartości

Strona:Pielgrzym.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XV.

Jak lilja dolin pomiędzy cierniami,
Jaśniał ten cudnik w Zoboru zaciszy,
A potem władnął Pięciu Kościołami —
Gdzie zgasł. Benedykt żywot jego mniszy
Pod Nitrą dalej wiódł[1]. Toż fala gra mi
Od wiosny wieści!... Serce, gdy posłyszy —
Wierzy: „Znów jedzie... nie sama! z Dziecięty“ —
By im proroctwo dał Benedykt święty.


XVI.

„Za chwilę będą tu!“ rzuciłem głucho...
Ów spojrzał na mnie z trochą dusznej trwogi,
Bo pojął nagle, jak w szaleńca ucho
Głos-dziwo szepta. — Dziwne-ż Pańskie drogi!
Otom przez morze przeszedł stopą suchą,
Od Doli swojej pierzchając, niebogiej,
By się raz jeszcze zmierzyć oko w oko
Z widmami złem i, co za mną się wloką.


XVII.

Precz odwaliłem okienną zaworę
I zmierzch błękitny wpadł, jak trybularzy
Dym... Obraz cudny porwał zmysły chore —
Zakrzepłem z grozą męczeństwa na twarzy...
O, serca władze! skąd tyle was biorę,
Że trwać tak mogę, patrzeć — — gdy się marzy
Przede mną w łuczyw blasku orszak lśniący —
Jak wężem sunie wzwyż... sańmi dźwięczący...


  1. Świerad został biskupem pięćkościelskim; uczeń jego, Benedykt, prowadził dalej żywot pustelniczy nad Nitrawą, umęczony tam następnie przez zbójców.