Strona:Pascal - Prowincjałki.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Musi to być tedy czemś bardzo nadzwyczajnem, o ile nie chce aby było zwyczajnie dozwolone ludziom kraść. Tak więc, usunąwszy obowiązek dawania jałmużny ze zbytku, co jest największem źródłem miłosierdzia, nie wprzód zmusza bogatego do wspomożenia biedaka ze swoich potrzeb, aż wówczas kiedy pozwala ubogiemu okraść bogacza. Oto nauka Vasqueza, do której odsyłacie czytelników ku ich zbudowaniu.
Przechodzę teraz do waszych szalbierstw. Rozwodzicie się zrazu nad obowiązkiem jałmużny, który Vasquez nakłada duchownym. Ale ja nie mówiłem o tem; gotów jestem pomówić kiedy się wam spodoba. Nie o tem mowa. Co się tyczy świeckich, o których chodzi, zdaje się żeście chcieli dać do zrozumienia, iż Vasquez, w przytoczonem miejscu, mówi jedynie w duchu Kajetana, a nie sam od siebie. Ale, ponieważ jest to ostateczny fałsz, wy zaś nie powiedzieliście tego jasno, chcę wierzyć, dla dobra waszego honoru, żeście tego nie zamierzyli.
Podnosicie dalej krzyk, iż, przytoczywszy tę maksymę Vasqueza: iż niewielu znajdzie się ludzi świeckich, nawet królów, którzyby posiadali zbytek, wyciągnąłem wniosek, iż bogaci rzadko tedy obowiązani są dawać jałmużnę ze swego zbytku. O co wam właściwie chodzi, moi Ojcowie? Jeżeli prawdą jest, iż bogaci nie mają prawie nigdy zbytku, czyż nie jest pewnem że nie będą prawie nigdy obowiązani dawać jałmużnę ze swego zbytku? Wywiódłbym wam z tego argument po formie, gdyby Diana, który tak ceni Vasqueza iż nazywya go Fe-