Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXVI
. . . Jej rozum znękany
Opuścił ster myślenia, wzrok jej dziko lata,
Blask, co świeci w jej oku, nie jest z tego Świata.
Byron.

Pamięta zapewne czytelnik, że Henryk z Kaniowa przed biesiadą jeszcze wyszedł z sali w towarzystwie jednego z sług dworskich, który się ofiarował go zaprowadzić do komnaty. W milczeniu postępował za nim dumający młodzieniec, nie zważając na miejsca, po których go wiedziono. Nareszcie poznał, że jest w lewem skrzydle zamku, najbliżej Wisły leżącem, i wnet potem wskazał mu przewodnik drzwi z dębu czarnego. Rzucił się Henryk miłością, wiedziony i rozemknął podwoje, ale okropny obraz nagle jego oczy uderzył, i śmiertelny mróz ścisnął mu serce, wrzące przed chwilą ogniem najsilniejszej namiętności.
W pokoju czarnemi obiciami zasępionym, leżała niewiasta srogiemi dręczona bólami. Rumieniec gorączki podwajał zdaleka urok wdzięków, w oczach płonął nadzwyczajny ogień, po którego natężeniu łatwo można było się domyśleć, że już niedługo miał ożywiać tak świeże dawniej i zawsze rozweselone lica; paciorki różańca rozsypane na ziemi i krzyż z kości słoniowej pęknięty we dwoje, dowodziły nieszczęśliwego stanu osoby przypatrującej się jemu dzikim wzrokiem z łoża śmierci. Stanął o kilka kroków od niej Henryk, i nie mógł wstrzymać żałosnego westchnienia.
Obudzona tym głosem lat jego młodych kochanka, odpowiedziała jękami, i wskazując na sztylet i szyszak niedaleko na podłodze leżący, zawołała:
— Zabili, zabili go, on go zabił, a jednak tak był wierny zawsze, tak mnie on kochał.
Nie mógł już dłużej wytrzymać rycerz, i rzuciwszy się, przycisnął do piersi drogą Katarzynę;