Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obok niej. Potem wszystko się jakoś ułoży, człowiek robi tyle rzeczy, sam nie wiedząc w jakim celu, jeżeli kiedyś przedtem powiedział sobie, że je zrobi!
Dojeżdżając do Cloyes, Jan popędził konia spadzistą drogą, idącą wzdłuż murów cmentarnych, skręcił w ulicę Grouaise, dążąc do zajazdu „Dobrego robotnika“, a ujrzawszy przed sobą spiesznie idącego człowieka, pokazał go dziewczętom:
— Patrzcie, zdaje mi się, że to Kozioł!
— Tak, to on — odrzekła Liza. — Idzie pewnie do pana Baillehache... Czyżby się zgodził wreszcie przyjąć część swoją?
Jan trzasnął z bicza i odrzekł ze śmiechem:
— Kto to może wiedzieć, to przebiegła sztuka.
Kozioł udawał, że nie widzi nadjeżdżających, jakkolwiek już zdaleka ich poznał. Zgarbiony szedł dalej spiesznym krokiem a Liza i Jan patrzyli w milczeniu na oddalającego się, każde z nich myślało, że teraz wreszcie będzie można rozmówić się stanowczo. Gdy wjechali w podwórze zajazdu, Franciszka najpierwsza zeskoczyła z wozu.
W podwórzu stało już mnóstwo wyprzężonych wozów, gwar głosów ożywiał stary i brudny zajazd.
— Idziemy zatem? — zapytał Jan, wróciwszy ze stajni, dokąd odprowadził był konia.