Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednak wybuchał gwałtownie, kłócił się z nią, groził, że ją kopnie nogą i za drzwi wyrzuci.
W przeddzień dnia tego o mało jej nie wybił wskutek sceny, jaką mu zrobiła, aby jej pozwolił sypiać w łóżku, na którem żona jego umarła; przez całą noc opierała mu się, bijąc go, ilekroć chciał się, zbliżyć. Chytra dziewczyna, która oddawała się bez wyboru wszystkim parobkom, postępowała z nim oględnie, drożyła się, aby wyzyskać swoją przewagę. To też tego ranka, Hourdequin, leżąc w łóżku, w którem czuł jeszcze jej oddech, zapłonął znów gniewem i żądzą. Oddawna już przeczuwał, że go zdradza. Zerwał się z łóżka i zawołał podniesionym głosem:
— Poczekaj, łajdaczko, niechno ja cię złapię!
Ubrał się prędko i wybiegł z pokoju.
Jakóbka prześliznęła się przez dom, cichy jeszcze i spokojny, oświetlony pierwszemi promykami wschodzącego słońca. Przechodząc przez podwórze, zawahała się chwilę, spostrzegłszy, że owczarz, stary Soulas, otwierał już drzwi od owczarni. Ale żądza owładnęła nią zbyt silnie, śmiało poszła dalej. Tem gorzej! Weszła do stajni, minęła ciuchutko czterech śpiących parobków i zatrzymała się w kącie, w którym sypiał Jan na wiązce słomy bez prześcieradła, przykryty derą. Nachyliła się nad śpiącym, po całunkiem zamknęła mu usta, by stłumić jego okrzyk zdziwienia i drżąca, zadyszana, szepnęła mu do ucha: