Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/716

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pełnemu mar, trawionej przez podejrzenia wobec widm, które sobie sama stwarzała, powstanie samo przez się się rodziło, organizowało się na widoku wszystkich. Był to kryzys moralny, jaki można widzieć po wszystkich wielkich oblężeniach, wybuchu zmartwiałego patryotyzmu, który, napróżno rozpłomieniając duszę, zmienia się w ślepą potrzebę zemsty i zniszczenia. Komitet centralny, który delegowani gwardyi narodowej wybrali, zaprotestował przeciw wszelkim usiłowaniom rozbrojenia. Urządzono wielką manifestacyę na placu Bastylii, z czerwonemi chorągwiami, z mowami płomienistemi, zbiegowisko olbrzymie tłumu, morderstwo jakiegoś biedaka policyanta, którego przywiązano do deski, wrzucono do kanału i dobito kamieniami. W dwa dni później, w nocy 26 lutego, Maurycy obudzony został biciem w bębny i w dzwony, ujrzał na bulwarze Batingolskim całe bandy mężczyzn i kobiet ciągnących armaty, sam się zaprzągł do działa z dwudziestu innymi, słysząc że armaty te lud zabrał na placu Wagram, ażeby Zgromadzenie narodowe nie wydało ich prusakom. Było ich sto siedmdziesiąt, brakowało zaprzęgu, więc ciągniono je sznurami, popychano rękami i wyciągnięto aż na wierzchołek wzgórza Montmartre w dzikiem uniesieniu hord barbarzyńskich, ocalających swe bogi. Gdy dnia 1 marca prusacy musieli się zadowolnić zajęciem przez jeden dzień dzielnicy Pól Elizejskich, skupieni przy rogatkach, niby gromada