Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/678

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ton wyróżniającej serdeczności. A nawet później, gdy młoda kobieta zgodziła się grać na fortepianie na prośbę swego gościa, który lubił muzykę, poszła sama do salonu sąsiedniego, pozostawiając tylko drzwi otwarte. W tej zimie ostrej, stare dęby ardeńskie paliły się wielkim płomieniem w głębi wysokiego kominka; koło godziny dziesiątej pito herbatę, gawędzono wśród przyjemnego ciepła obszernego pokoju. I widocznem było, że Gartlauben zakochał się szalenie w tej młodej i śmiejącej się kobiecie, która kokietowała go tak samo, jak niegdyś w Charleville przyjaciół kapitana Beaudoin. Ubierał się teraz starannie, okazywał wytworną galanteryę, cieszył się z najdrobniejszej łaski, dręczony jedyną troską, by nie uchodził za barbarzyńcę, za gburowatego żołdaka gwałcącego kobiety.
Tym sposobem w obszernym czarnym domu przy ulicy Maqua, życie się niejako rozjaśniło. Podczas gdy przy obiadach Edmund, ze swą piękną twarzą cherubina zranionego, odpowiadał półsłówkami gadulstwu nieprzerwanemu Delaherche’a, gdy rumienił się ilekroć Gilberta poprosiła go o podanie soli, — gdy wieczorem pan Gartlauben, z mdlejącemi oczyma, siedział w gabinecie i wsłuchiwał się w sonatę Mozarta, którą młoda kobieta grała dlań w głębi salonu — to w pokoju sąsiednim, gdzie mieszkał pułkownik de Vineuil i pani de Delaherche panowała cisza, firanki były zapuszczone, lampa wiecznie się paliła, niby