Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/636

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbladła, ręce jej zadrżały i zaledwie zdołała wyjąkać słowa:
— Ach, mój Boże!
Prosper mówił dalej, dobierając słów ostrożnych, opowiedział to, o czem się dowiedział w ciągu dnia, rozpytując się tego i owego. Nikt nie wątpił już teraz, że Goliat był szpiegiem, który osiadł przedtem w kraju dla poznania jego dróg, zasobów, wszystkiego jednem słowem. Przypominano sobie jego pobyt na folwarku ojca Fouchard, jego nagły odjazd, służbę, którą potem objął w okolicach Beaumont i Raucourt. A teraz znów powrócił, zajmując przy komendanturze w Sedanie stanowisko niejasne, przebiegając wsie, zapewne dla denuncyowania jednych, dla poznania innych, dla czuwania nakoniec nad rekwizycjami, któremi obarczano mieszkańców. Dziś rano przeraził całe Remilly z powodu dostawy mąki, dostawy niezupełnej i zbyt powolnie dokonywanej.
— Jesteś więc ostrzeżona — powtarzał Prosper — i wiesz teraz, co ci wypada czynić, kiedy on tu zajdzie.
Przerwała mu z krzykiem trwogi.
— Czy myślisz, że tu przyjdzie?
— Do licha, tak sądzę... Musiałby nie być zupełnie ciekawym, żeby nie zobaczyć malca, którego nigdy nie widział, a o którym wie, że istnieje... A przytem jesteś teraz daleko ładniejsza, niż dawniej i zapewne zechce się z tobą widzieć.