Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

palcem; a ponieważ był grzeczny i zabawny, żartował ze swej rany ze swobodą dowcipnisia paryzkiego; rozweseliła się przy nim.
W czasie konania kapitana, kanonada wzmagała się ciągle; drugi granat wpadł do ogrodu i roztrzaskał stuletnie drzewo. Przerażeni ludzie krzyczeli, że cały Sedan się pali, zwłaszcza że duży pożar wybuchnął na przedmieściu Cassine. Wszystko zmieni się w ruinę, jeżeli to bombardowanie potrwa dłużej z równą gwałtownością.
— Nie wytrzymam dłużej, pójdę tam — zawołał Delaherche na pół nieprzytomny.
— Dokąd? spytał Bouroche.
— Do Podprefektury dla dowiedzenia się, czy cesarz drwił sobie z nas, mówiąc, że każe wywiesić białą chorągiew.
Major stał przez chwilę, jakby oszołomiony tą wieścią o białej chorągwi, o klęsce, o poddaniu się, która nagle zjawiła się wśród jego niemocy ocalenia wszystkich biedaków, których mu przywożono. Z giestem szalonej rozpaczy, krzyknął:
— Idź pan do dyabła! i tak nas piorun trzaśnie!
Wyszedłszy, Delaherche z wielką trudnością przeciskał się między zwiększającemi się tłumami. Ulice z każdą chwilą napełniały się coraz bardziej gromadami uciekających żołnierzy. Przepytywał się oficerów, których spotykał, żaden z nich nie widział białej chorągwi na cytadeli.