Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

townie skierowała się w stronę Podprefektury, gdzie zapewne zasiągnie jakich wiadomości, i przyszła jej myśl biedz tam przez zaułki, dla uniknięcia spotkań z żołnierzami. Ale nie mogła przejść przez ulicę Four i Laboureurs; stały tam armaty, szereg nieskończony dział, jaszczyków, lawet, które ustawiono tu wczoraj w tym zaułku i o których zapewne zapomniano... Nikt ich nawet nie pilnował. Ścisnęło jej się serce na widok tej artyleryi nieużytecznej i smutnej, drzemiącej snem opuszczenia w głębi tej pustej uliczki. Musiała więc zawrócić przez plac kolegium, ku ulicy Dużej, gdzie przed hotelem Europejskim, ordynansi trzymali konie, oczekując na wyższych oficerów, których głosy słychać było z sali stołowej, oświeconej jarząco. Na placu ratusza i Tureniusza było jeszcze więcej ludzi, grupy mieszkańców zaniepokojonych, kobiet, dzieci, pomieszanych, z wojskiem w nieładzie, przerażonem, rozbiegającem się na wszystkie strony; i tutaj zobaczyła jakiegoś generała wychodzącego z hotelu pod Złotym krzyżem, klnącego głośno, jak siadł na konia i pędził wściekle, nie uważając że może kogo stratować. Przez chwilę zamierzała wejść do ratusza, ale potem skierowała się na ulicę Pont-de-Meuse, ażeby dojść aż do Podprefektury.
I nigdy Sedan nie zrobił na niej takiego wrażenia jak teraz, wrażenia miasta tragicznego, wśród tego świtu brudnego, otulonego w mgłę. Domy wydawały się martwe, wiele z nich od dwóch