Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho tam! o pierwszym, który się ruszy, złożę raport!
Ale Chouteau szydził i krzyczał. Dużo go obchodzi jego raport! Będzie się bił lub nie, jak mu się spodoba, i niech go nie doprowadzają do gniewu, bo chce zachować swe naboje dla prusaków. Teraz, gdy bitwa się zaczęła, reszta karności znikała. Cóż mu można było zrobić? ucieknie, gdy mu się to wszystko znudzi. Wymyślał po grubiańsku podburzając innych przeciw kapralowi, który pozwalał im zdychać z głodu. Tak, to on winien temu, że sekcya od trzech dni nic nie jadła, podczas gdy inne miały i rosół i mięso. Ale jegomość poszedł sobie z paniczem do dziewcząt... Widziano go przecież w Sedanie.
— Przełajdaczyłeś pieniądze sekcyi. Wszyscy o tem wiedzą, ty szelmo jeden!
Rzeczy przybrały zły obrót. Lapoulle ściskał pięści a Pache, pomimo zwykłej swej łagodności, rozdrażniony głodem, domagał się wyjaśnień. Najrozumniejszym był Loubet; śmiał się ze swą miną ulicznika i wołał, że to jest głupstwem kłócić się, kiedy prusacy byli na karku. Nie lubił on swarów, bójek, i wspominając o kilkuset frankach, jakie otrzymał za zastępstwo, dodał:
— Jeżeli myślą, że moja skóra nie jest więcej warta, to się grubo mylą... Pokażę ja im.
Ale Maurycy i Jan, rozgniewani tym nierozsądnym napadem, odpowiadali z gwałtownością,