Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tym przez kilka idei prawdziwych, które tu i owdzie pochwytał wśród strasznej mieszaniny głupoty i kłamstw, budził się znowu rewolucyonista.
— A zresztą, — mówił on dalej — drwiono sobie z nas opowiadając, że prusacy zdychali z głodu i chorób, że nie mają koszul i że leżą po drogach brudni i w łachmanach, jak żebracy!
Loubet zaczął się śmiać tonem ulicznika paryskiego, który próbował wszystkich pokątnych rzemiosł.
— Do wszystkich dyabłów! to my dzwonimy zębami z nędzy i namby dawano grosze, gdybyśmy przechodzili z naszemi pustemi żołądkami i tem ubraniem, jakby je psu z gardła wyciągnął... A ich wielkie zwycięztwa! Łgali szelmy, opowiadając nam, że Bismarka wzięto do niewoli i że całą jakąś armię wpakowano do kamieniołomów... Drwili sobie z nas po prostu!
Pache i Lapoulle słuchali, ściskali pięście i poglądali dokoła z wściekłością. Inni także się gniewali, gdyż rezultat tych nieustannych kłamstw dziennikarskich był jak najgorszy. Stracono wszelką ufność i nie wierzono już niczemu. Wyobraźnia tych starych dzieci, tak płodna z początku w nadzwyczajne nadzieje, wpadała teraz w zupełne zwątpienie.
— Do licha! to nie jest tak głupie, jak wam się wydaje — mówił Chouteau — to się tłomaczy tem, że jesteśmy sprzedani... wiecie o tem dobrze wszyscy.