Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzekłszy to, wyciągnął rękę i wskazując na Weissa nieruchomego i cichego, zawołał:
— On jeden ma tylko rozum, tak, on jeden tylko widzi jasno... Pamiętasz, Janie, to, co on mówił mi pod Milhuzą, przed miesiącem?
— Pamiętam — odrzekł kapral — powiedział wtedy pan Weiss, że będziemy pobici...
I przychodziła im na pamięć cała scena ówczesna, noc pełna niepokoju, oczekiwanie pełne trwogi, cała klęska Froeschwilleru przesuwająca się już przez niebo chmurne, Weiss wypowiadająjący swe obawy: niemcy gotowe, lepiej kierowane, lepiej uzbrojane; porwane wielkim zapałem patryotycznym, Francya zamieszana, bezładna, opóźniona i zepsuta, nie mająca ani wodzów, ani żołnierzy, ani broni koniecznej. I straszna ta przepowiednia się sprawdzała...
Weiss podniósł drżące ręce. Twarz jego wyrażała głęboką boleść.
— Wcale się nie cieszę z tego, że mam rozum — szepnął. — Jestem głupcem, ale było to tak widocznem, gdyby tylko cokolwiek umiano patrzeć... Wszakże, jeżeli kto jest pobity, to jednak musi także zabijać tych prusaków przeklętych. Jest to pociechą i myślę, że to będzie jedyna nasza pociecha i chciałbym, żeby padło dużo prusaków, całe stosy prusaków, tak żeby ich trupami można pokryć całą oto okolicę!
Powstał i ręką wskazywał dolinę Mozy. Wielkie jego oczy gorzały ogniem, oczy krótkowi-