Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny, ześ się zatrzymał w naszym zabitym kącie prowincyonalnym.
Sama się roześmiała ze zwego żartu.
— Co ja też plotę? Z pewnością nie chciałbyś być w Sedanie w takich okolicznościach... Ale jestem tak szczęśliwa, widząc pana...
W rzeczy samej, jej piękne oczy błyszczały radością. A pani Delaherche, która zapewne znała pogłoski złych języków z Charleville, patrzała wzrokiem surowym na obojga. Kapitan zresztą był bardzo dyskretny, zachował się jak człowiek, który pamięta gościnność, z jaką był niegdyś przyjmowany.
Jedzono śniadanie a Delaherche zaczął znów opowiadać o swej wycieczce wczorajszej, nie mogąc się powstrzymać, by nie zawołać:
— Wiesz pan, że widziałem cesarza w Baybel.
Zaczął więc rozpowiadać i nic go już powstrzymać nie mogło. A więc opisywał najprzód folwark, wielki budynek kwadratowy, z dziedzińcem we środku, zamkniętym kratą żelazną, wzniesiony na wzgórzu, panującem po nad Mouzonem, na lewo od gościńca do Carignan. Nakoniec powrócił do 12-go korpusu, który obejrzał cały, rozłożony obozem między winnicami wybrzeża, wojska przepyszne, błyszczące na słońcu, których widok napełnił go wielką radością patryotyczną.
— Byłem tam więc, panie, gdy nagle cesarz wyszedł z folwarku, gdzie się zatrzymał na odpoczynek i dla zjedzenia śniadania. Na mun-