Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był jasny: rzucić czterykroć sto tysięcy ludzi nad Ren, przejść rzekę wprzód nim prusacy będą gotowi, odciąć Niemcy północne od południowych, przy pomocy ruchu szybkiego, i dzięki kilku świetnym zwycięztwom zmusić Austryę i Włochy do połączenia się z Francyą. Czyż bowiem nie obiegała pogłoska przez chwilę, że korpus siódmy, do którego jego pułk należał, miał wsiąść na okręty w Breście i udać się do Danii dla dokonania dywersyi, któraby zmusiła Prusy do unieruchomienia jednej ze swych armij? Prusy te miały być nagle zaskoczone, otoczone ze wszech stron, zgniecione w ciągu kilku tygodni. Miała to być prosta przechadzka wojenna ze Strasburga do Berlina. Ale odkąd zatrzymali się w Belforcie, poczęły go dręczyć wątpliwości. Korpus siódmy mający bronić wylotów Czarnego Lasu, przyszedł tam w stanie niewypowiedzianego nieładu, niekompletny, pozbawiony wszystkiego. Oczekiwano przybycia z Włoch trzeciej dywizyi i druga brygada jazdy musiała pozostać w Lyonie, gdzie obawiano się zaburzeń ludowych, a trzy baterye gdzieś się zapodziały, tak że nic o nich nie wiedziano. Nastąpiło zupełne rozczarowanie; magazyny w Belforcie, które miały dostarczyć wszystkiego, były puste; ani namiotów, ani kotłów, ani pasów flanelowych, ani aptek polowych, ani kuźni, ani rzędów na konie, nic! Nie było ani jednego lekarza, ani robotnika. W ostatniej chwili spostrzeżono się, że brak trzydziestu