Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lewo, wśród przygód najróżnorodniejszych. Rozkazał tylko trzem zuchom, ażeby zostali przy wojsku, gdyż znajomość okolicy, jaką wykazują, przydać się może.
— Bądź co bądź — mówił Jan do Maurycego, gdy zwijali namiot — to są tęgie chłopy. Zrobili cztery mile przez pola dla tego tylko, by nas ostrzedz.
Maurycy przyznał to i twierzdził, że mają słuszność. Znał on także dobrze tę okolicę i dręczył go śmiertelny niepokój na myśl, że prusacy znajdują się w lasach Dieulet, w ruchu ku Sommauthe i Beaumont. Usiadł zmęczony jeszcze pochodem, z żołądkiem pustym, sercem ściśniętem trwogą, o świcie dnia tego, który, miał to przeczucie, będzie strasznym.
Widząc go tak bladym, kapral spytał tonem ojcowskim:
— Co, źle żnowu? czy znów noga?
Maurycy potrząsł głową, że nie. Noga w szerokich trzewikach była lepiej.
— A więc jesteś głodny?
I widząc, że nie odpowiada, wyciągnął niepostrzeżenie jeden suchar ze swego tornistra i podając go Maurycemu, rzekł z prostotą:
— Masz, schowałem dla ciebie. Taki sam dopiero co zjadłem.
Dzień się robił, gdy korpus 7-y opuścił Oches, idąc ku Mouzon przez Besace, gdzie powinien był nocować Najprzód wyruszyły olbrzymie bagaże,