Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jezioro, by wkrótce potem rozpocząć dalej swój bieg; i pomimo pogłosek, obiegających wczoraj, było to dla wielu niespodzianką, że zamiast cofać się, odwracano się plecami od Paryża idąc na wschód, niewiadomo gdzie.
O godzinie 5-ej rano, siódmy korpus nie miał jeszcze nabojów. Od dwóch dni artylerzyści robili co mogli, żeby wyładować konie i zapasy, na stacyi przepełnionej żywnością, cofającą się od Metz. Dopiero w ostatniej chwili dwa wagony napełnione ładunkami znaleziono śród niesłychanego zamięszania pociągów, a ładunków tych jedna kompania, do której Jan należał, zdołała przywieźć dwa kroć czterdzieści tysięcy na wozach zarekwirowanych na gwałt. Jan udzielił sto nabojów według regulaminu każdemu żołnierzowi swej sekcyi, prawie w chwili, gdy Gaude, trębacz kompanii, trąbił by wyruszano.
Pułk 106 nie miał przechodzić przez Reims; rozkaz nakazywał obejść miasto i dostać się na wielką drogę do Châlon. Ale i teraz zapomniano o rozkładzie godzin, tak dalece, że cztery korpusy armii, wyruszywszy jednocześnie, stłoczyły się przy wejściu na drogę. Artylerya, jazda, co chwila przecinała i zatrzymywała szeregi piechoty. Całe brygady musiały godzinami wyczekiwać z bronią u nogi, na zoranej roli, ażeby droga była wolną. Na dobitkę, zerwała się burza straszliwa, która przeszło przez godzinę moczyła ludzi do nitki, zwiększając ciężar torni-