Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był miał wykształcenie, mógłby zajść daleko. W rzeczy zaś samej umiejąc tylko czytać i pisać, nie marzył nawet o stopniu sierżanta. Gdy się kto urodził chłopem, musi zostać chłopem.
Ale zaciekawił go widok ognia z mokrego drzewa, dymiącego wciąż szkaradnie, i zawołał na dwóch ludzi, Loubeta i Lapoulle’a, którzy uparcie się koło ogniska kręcili i którzy należeli do jego sekcyi.
— Dajcież tam pokój! podusicie nas!
Loubet szczupły i żywy z miną żartownisia, — odrzekł ze śmiechem:
— Zaraz się rozpali, kapralu, zaręczam za to... Czemu nie dmuchasz, ty tam!...
I popchnął Lapoulle’a, olbrzyma, który nadymał się cały i istny huragan wyrzucał ze swych piersi, tak że twarz mu krwią nabiegła, oczy się zaczerwieniły i łzy z nich płynęły.
Dwaj inni żołnierze z tejże sekcyi, Chouteau i Pache, pierwszy wyciągnięty do góry brzuchem, jak wygodniś jaki, drugi siedząc w kuczki, łatał zawzięcie dziurę w swych spodniach, wybuchnęli śmiechem, rozweseleni okropną miną tego bydlęcia Lapoulle’a.
— Odwróć się i dmuchaj z innej strony, zobaczysz pójdzie łatwiej — wołał Chouteau.
Jan nie przeszkadzał tym żartom. Może nie prędko przytrafi się nowa okazya do śmiechu; on sam zresztą ze swą powagą, twarzą pełną i regularną, nie był zwolennikiem melancholii i przy-