Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wkrótce więc pogłoski rozszerzone gasły i coraz rzadziej poruszano tę kwestyę. Nawet Mouret otrzaskał się z faktem, iż wynajął część swego mieszkania księdzu. Szpiegowanie lokatorów z drugiego piętra przestało mieć dla niego wartość; pierwiastkowo szukał on w tem rozrywki, urozmaicenia monotonnie płynącego czasu. Śledził i rozciekawiał się, znajdując w tem chwilową przyjemność w rodzaju tej, jaką znajdował, grając w karty lub w kręgle. Lecz uśpiona jego ciekawość na nowo została podnieconą.
Pewnego dnia nad wieczorem, gdy wracał do domu, ujrzał przed sobą księdza Faujas, który szedł w tymże samym kierunku ulicą Balaude, bardzo w tem miejscu stromą. Mouret zwolnił kroku, postanawiając dokładnie się przypatrzeć swojemu lokatorowi. Od miesiąca mieszkali pod wspólnym dachem, lecz dotychczas nigdy jeszcze nie miał sposobności spotkania się z nim bądź w domu, bądź też na mieście. Ksiądz Faujas ubrany był w starą i jak się zdaje jedyną swoją sutanę, szedł zwolna, trzymając kapelusz w ręku, jakby nie obawiając się słońca i wiatru dość dzisiaj silnego. Ulica była pusta i wszystkie okna domów pozamykane szczelnie. Mouret przyśpieszył kroku, pomimo iż ulica pięła się pod górę, ale stawiał nogi ostrożnie, bez hałasu, obawiając się, by ksiądz Faujas, posłyszawszy kogoś z tyłu idącego, nie uciekł i nie znikł mu z oczu. Już byli tuż koło domu pana Rastoil, gdy kilka osób, idą-