Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zadaje, by chodzić po mieście. Powiedziałam o tem pani Faujas, dodając, iż proboszcz zapewne niedługo pociągnie i że niełatwo będzie go zastąpić. Patrzę, a tu moja stara wytrzeszczyła oczy i słucha ranie z wielkiem zajęciem. Zaczęła się dopytywać, odkąd już choruje nasz proboszcz i co mu dolega. Powiedziałam wszystko, co wiem o księdzu Compan. A potem, z jednego do drugiego, nadarzyło się mówić o naszym biskupie. Chwaliłam go, bo przecież każdemu wiadomo, że nasz biskup Rousselot jest bardzo zacnym człowiekiem. Ona nawet nie wiedziała, ile lat ma nasz biskup! Więc jej powiedziałam, że ma lat sześdziesiąt, i że także bywa niedomagający a skutkiem tego łatwo ulega każdemu. Przecież całe miasto aż się trzęsie opowiadaniami jak to najstarszy wikary, pan Fenil, zawładnął naszym biskupem i że ten tak tańcuje, jak tamten zagra. Pan Fenil robi, co chce na biskupstwie... albo to o tem ludzie nie wiedzą! Ale ona także nie wiedziała! I nasłuchać się nie mogła wszystkiego, co jej mówiłam. Byłaby tak stała do rana na ulicy, byle słuchać tego, czego dowiadywała się odemnie...
Mouret machnął ręką rozpaczliwie i zawołał z pewnem zniechęceniem:
— Teraz wiem, o czem ty do niej mówiłaś, lecz nie wiem nic o tem, co ona tobie powiedziała. Przecież i ona gadała?... Mów o czem ona zaczęła sama mówić?...