Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pomimo dobrobytu, w jaki państwo Trouche opływali dzięki spiżarni i szafom pani Mouret, dokuczały im długi. Trouche przepijał w kawiarniach swoją pensyę, Olimpia wydawała na stroje wszystkie pieniądze, które wyłudzała od Marty, opowiadając jej najniemożliwsze historye. Z zasady zaś kupowali wszystko na kredyt. Kłopotał ich niezapłacony rachunek w cukierni, albowiem właściciel, człowiek brutalny, nie chciał dłużej czekać i groził, że wszystko opowie księdzu Faujas. Państwo Trouche żyli teraz w bezustannej obawie, bali się wybuchów gniewu cukiernika a więcej jeszcze wykonania jego groźby. Stało się wszakże lepiej, aniżeli przypuszczali. Ksiądz Faujas zapłacił ów rachunek wynoszący blizko sto franków i żadnej im za to nie uczynił wymówki. Nie lubił on wdawać się w drobiazgowe zatargi; pogrążony w myślach, żył w tym domu nielitościwie rabowanym, nie nie widząc, niczego nie chcąc się domyślać, pomimo że lada dzień mury mogły runąć i sufit mógł się zawalić. Upojony ambicyą, zmierzał do swego celu, nie zważając na ludzi i rzeczy spotykane na drodze, sam żył z surowością żołnierską wśród nagich ścian swego pokoju; nie dogadzał sobie w niczem i gniewał się, gdy inni dogadzać mu pragnęli. Teraz, gdy zawładnęli już miastem i mógł dać folgę swej naturze, przestał dbać o zewnętrzny swój wygląd. Chodził w sutanie zużytej, codziennie przez matkę cerowanej, podobnej do owego łachmana, w którym przybył do Plassans;