Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/525

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszakże u niej bywasz. Bardzo ją szanuję Okazała mi wiele życzliwości, gdym przyszedł jej opowiedzieć, co zamierzam uczynić... Więc skoro twój ojciec o tem się dowiedział, natychmiast dał mi papier, o który przyszedłem go prosić. Możesz pomacać. Mam go w kieszeni... przy sobie... bo to rzecz ważna, bardzo ważna.
Wilhelm patrzał na mówiącego z coraz większą ciekawością, lecz nie chcąc, by Trouche to zauważył, zaczął się śmiać i wyraził swoje powątpiewanie.
— Co... myślisz, że łżę? — zaczął bełkotać zupełnie pijany Trouche. — Nie, mój kochany... mam papier w kieszeni i powiadam ci, że możesz go pomacać... A co.. czyś go się nie dotknął?...
— To jakiś stary dziennik! — zawołał Wilhelm.
Obrażony Trouche wyjął z kieszeni tużurka wielką kopertę i położył na stole, pomiędzy filiżankami i szklankami niedopitych trunków. Gdy Wilhelm sięgnął ręką ku kopercie, powstrzymał go przez chwilę, wreszcie przestał bronić owego papieru i, położywszy się w pół na stole a w pół na kanapie, zaniósł się śmiechem, jakby go łechtano. W kopercie znajdował się szczegółowy raport doktora Porquier o stanie umysłowej choroby Franciszka Mouret, właściciela kamienicy w Plassans.
— Więc go zamkniecie w domu obłąkanych? — zapytał Wilhelm, przeczytawszy świadectwo wy- swego ojca.