Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pozostawiasz, w żalu bez ciebie! Dusza moja pragnie ciebie i pożąda ciebie, panie mój i władco, jedyne ty dobro moje, jedyna ty słodyczy moja, skarbie mój, jedyne bóstwo i wszystko ty moje!
Uśmiechała się, szepcząc tę modlitwę pożądliwości. Złożyła ręce i wpatrzyła się w twarz surową księdza, po nad głową którego, widziała promienną aureolę świętości. Uląkł się gwałtowności jej wyznań, więc chcąc je powstrzymać i nadać im charakter właściwej modlitwy, rzekł poważnie i bardzo spokojnie:
— Jeszcze jesteś osłabiona, moja córko, nie trzeba modlić się głośno. Bóg nie chce wysłuchać twej modlitwy, jeżeli składać mu ją będziesz, szkodząc swemu zdrowiu. Bądź rozsądna, uspokój się i staraj się wyzdrowieć.
W tej chwili wróciła właśnie Róża, rozpaczając, że nie mogła znaleźć flaszeczki z eterem. Ksiądz zalecił jej, by nie odstępowała chorej, i zwróciwszy się do tej ostatniej, rzekł nieco łagodniej:
Nie martw się, córka moja. Bóg cię wysłucha. Nadejdzie godzina, gdy wstąpi do serca twojego a wtedy doznasz wieczystej szczęśliwości.
Gdy wyszedł z pokoju, Marta długo patrzała na drzwi, po za któremi wniknął. Wkrótce wstała uzdrowiona, promienna szczęściem, ożywiona rozbudzoną nadzieją.