Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nej ekstazie hymnów, ubóstwieniu ołtarzy, oddychając gorączkowem uwielbieniem na widok promiennych monstracyj, jarzących się kaplic, księży w złotogłów przybranych i połyskujących jak gwiazdy na tle ciemnych głębin nawy. Potrzebowała wszystko to widzieć i wielbić. Porwana, uniesiona, jednoczyła się z chwałą czczonego przez siebie bóstwa, traciła przytomność, pochłonięta nadmiarem bezbrzeżnej swej szczęśliwości. Gdy była łaknąca a nienasycona, czuła męczarnię bólu fizycznego, łamiącego jej piersi, wysysającego mózg, obumierała, trawiona niezaspokojoną swą żądzą i dopadała kratek konfesyonału, lub słaniała się wstrząsana dreszczem potężnych akordów muzyki i śpiewów kościelnych, by znów wpaść w omdlenie, dozwalające jej przeżywać chwile zupełnego zachwytu, błogości zespolenia. Wtedy już nic nie czuła, traciła świadomość o bolejącem przedtem ciele swojem, uniesiona po nad ziemię, rozkosznie konała, przeobrażając się w czysty, gorejący miłością płomień.
Ksiądz Faujas stawał się dla niej coraz surowszym spowiednikiem, lecz z trudem mógł powodować tą kobietą, która go zadziwiała gwałtownością swych namiętności, żądzą miłości i śmierci. Nie rozumiejąc jej dokładnie, wypytywał się jej o lata dawne, sięgał do czasów, gdy była dzieckiem, był nawet w tym celu u pani Rougon, lecz pozbierane wiadomości nie dawały mu dostatecznych objaśnień, więc pozostawał w niepewności a prze-