Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Księże dobrodzieju, składam ci najserdeczniejsze podziękowania — zawołał doktór, przechylając się po za taras — Pragnąłbym uściskać twoje zacne ręce!
— Trochę za wysoko! — rzekł ksiądz, spoglądając doktorowi z życzliwym uśmiechem.
Ale ogarnięty wdzięcznością ojciec Wilhelma zapragnął koniecznie uskutecznić swój zamiar, więc zawołał:
— Muszę się do pana dostać! Obejdę na około.
Mówiąc to, znikł a ksiądz Faujas poszedł wolnym krokiem ku drzwiczkom wychodzącym na zaułek po za ogrodem. Doktór już tam pukał.
— Nie mogę panu otworzyć — rzekł ksiądz, bo drzwi są zabite gwoździami. Gdybym miał obcęgi, możnaby je z łatwością wyjąć... a może i bez tego otworzę... poczekaj pan...
Ujrzawszy, leżący w pobliżu rydel, uderzył nim i zardzewiałe gwoździe ustąpiły. Otworzył rygiel i znalazł się naprzeciw doktora, który zarzucił go podziękowaniami. Rozmawiając o załatwionej sprawie Wilhelma, zaczęli chodzić tam i napo wrót po ciasnym zaułku, ciągnącym się wzdłuż ogrodów. Pan Maffre, znajdujący się w tejże chwili w ogrodzie państwa Rastoil, spostrzegł ich a chcąc im zrobić niespodziankę, otworzył drzwiczki znajdujące się po za kaskadą i wyszedł na zaułek. Zabawieni tą schadzką na pustej uliczce zaczęli się głośno śmiać wszyscy trzej a porozmawiawszy czas jakiś, odprowadzili księdza do furtki. Tu przy-