Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Winszuję, szczerze winszuję! Wszystkie byłyśmy wzruszone wzniosłością słów tego kazania.
Ksiądz Faujas znow przeszedł ogród i zawiadomił doktora Porquier o jutrzejszej wizycie pana Maffre. Następnie przechadzał się wolnym krokiem, przysłuchując się odgłosom słów i śmie chów dolatujących z tej i z drugiej strony, lecz nie mięszał się więcej do dwóch towarzystw, bawiących się po lewej i po prawej stronie ogrodu państwa Mouret.
Nazajutrz, w chwili gdy przybył pan Maffre, ksiądz Faujas był w ogrodzie i doglądał dwóch robotników, pracujących przy basenie. Przed paru dniami proboszcz zauważył, że daleko byłoby ładniej, gdyby fontanna była puszczona, utrzymując, iż obecny, suchy basen szpeci cały ogród. Mouret opierał się wyreparowaniu basenu i puszczeniu wody, twierdząc, że może kto wpaść do niej, lecz Marta znalazła na to sposób, decydując, że można dokoła zaprowadzić żelazną baryerkę.
— Księże dobrodzieju — zawołała Róża, stojąc na tarasie — pan sędzia pokoju przybył z wizytą.
Ksiądz Faujas pośpieszył ku domowi, chcąc pana Maffre poprowadzić do swego mieszkania na drugiem piętrze, lecz Róża otwierała już drzwi salonu, mówiąc:
— Proszę wejść!... Po cóż ksiądz dobrodziej ma fatygować siebie i pana sędziego, prowadząc go na górę... Przeciek tutaj ksiądz proboszcz jest jakby u siebie we własnem mieszkaniu... Trzeba