Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że mnie tam nie znają... bo jakżeż można mnie posądzać o mieszanie się do polityki, do wyborów! Ja lubię przedewszystkiem spokój, nigdy nie wychodzę z mojego gabinetu... Powiedz, mój drogi, powiedz, więc w Paryżu rzeczywiście posądzają mnie o narzucenie wyborcom kandydatury margrabiego de Lagrifoul?...
— Tak, lękam się, iż to może pociągnąć — za sobą bardzo nieprzyjemne skutki dla ciebie, Wielebny ojcze.
— Ależ to posądzenie jest niesłuszne! Nigdy się nie wtrącałem do polityki... ja lubię spokój, ja kocham tylko moje książki... z niemi obcuję, one stanowią moje najbliższe otoczenie. Wyborami zajmował się ksiądz Fenil. Prosiłem, by temu dał pokój, by mnie nie narażał... ostrzegałem go, niewiem już ile razy, iż może spowodować przykre dla mnie następstwa. Przeczuwałem, iż w Paryżu dowiedzą się o wszystkiem i dadzą mi to uczuć...
Zatrzymał się i zaczerwienił, niezadowolniony, iż wypowiedział się zbyt szczerze. A ksiądz Faujas usiadł i zaczął mówić przekonywająco:
— Wielebny ojcze, to coś powiedział, potępia raz na zawsze księdza Fenil. Ja też nic innego mu nie zarzucam jak tylko, o co go sam obwiniasz. Zerwij z nim, bo inaczej przewiduję mnóstwo dla ciebie zgryzot. Pomimo wszystko, co tu przed chwilą słyszałem, posiadam potężnych przyjaciół w Paryżu. Otóż wiem, że zwycięztwo mar-